środa, 1 maja 2024

My way, czyli jestem z siebie dumna

Kiedy siadamy w fotelu w oczekiwaniu na spektakl w ciemności sceny błyszczy delikatnie dekoracyjna kotara. Taka, która zazwyczaj towarzyszy ważnym wydarzeniom czy galom. Nie ma się co dziwić, ten monolog został napisany na siedemdziesiąte urodziny Krystyny Jandy: Wielkiej Aktorki, Wspaniałej Reżyserki i Dzielnej Kobiety. Kiedy snop światła pada na scenę w jego kręgu staje ONA, ubrana w elegancją suknię i swoim charakterystycznym głosem zaczyna opowiadać swoje życie.

Opowiada o swoich rodzicach i skąd pochodzi. Opowiada o swojej młodości i szkole teatralnej. Wspomina profesorów, koleżanki i kolegów, swoje początki w filmie i na scenie. Opowiada o swoich mężczyznach i swoich dzieciach. Wspomina niezastąpioną gosposię i reżyserów. Snuje opowieść o stanie wojennym i o tym jak była wówczas traktowana. Z nostalgią wspomina tych co odeszli, z czułością mówi o tych co przy niej trwają. Mówi o tym jak i dlaczego powstawała Fundacja Krystyny Jandy na Rzecz Kultury. Mówi dlaczego ma na imię „Krystyna” i skąd się wzięła nazwa „Teatr Polonia”. Opowiada anegdotki zza kulis i śmieszne przygody przy budowie teatru. Opowiada o aktorach, reżyserach, ale i o zwykłych ludziach, którzy coś wnosili do jej życia.

Po moim trupie i W następnej kolejności - Jeffrey Archer, czyli wszyscy wróżą mu szybką karierę

Maj zacznijmy lekką lekturą kryminalną, czyli kącik z dreszczykiem na środę. Dziś mistrz, który utrzymuje nadal niezłą formę, czyli Jeffrey Archer. Łapcie notkę podwójną, bo przy okazji premiery piątego tomy cyklu, nadrobiłem zaległość z czwartym i wciąż nie mogę powiedzieć, który podoba mi się najbardziej. Im bardziej się ten cykl rozwija, tym bardziej lubi się nie tylko te postacie, ale i sam pomysł, humor i intrygę, które fajnie się przeplatają. 

Seria pomyślana jest tak, że detektyw William Warwick przechodzi przez wszystkie szczeble policyjnej kariery, dostając co i rusz nowe zadania (np. w tomie 5 mają rozpracować nieprawidłowości jakie mogą się dziać w ochronie królewskiej). Mamy więc jakieś problemy do rozwiązania, wymagające dobrego planu, czasem działań pod przykrywką, zbierania dowodów, ale jest też sprawa, która powraca w prawie każdym tomie, czyli konflikt z kolekcjonerem sztuki Milesem Faulknerem. Ten dzięki staraniom Warwicka trafił za oszustwa do więzienia, ale potrafi tak zakombinować że z niego ucieka, sfingował własną śmierć, a William, choć podejrzewa że to nieprawda nie wie jak to udowodnić. W tle olbrzymie pieniądze i pragnienie zemsty, bo przez kilka tomów te ich spięcia stały się pasjonujące niczym najlepszy pojedynek.

poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Koronacja, czyli kim ja właściwie jestem?

Na koniec kwietnia miała być inna notka, ale ponieważ Akademia Teatralna czeka jeszcze z jednym wpisem, więc niech przynajmniej jeden się pojawi jeszcze w kwietniu. Zaglądajcie tam bo warto!

***

MaGa: No właśnie. Kim ja właściwie jestem? Maciek snuje się po świecie opleciony własną niemocą. Jest układnym synem, spolegliwym mężem, uznanym lekarzem. A jednocześnie to słabeusz bez własnego zdania, uciekający przed przemocą psychiczną ludzi mu bliskich w świat seksu, bo tylko tu sprawdza się jako tako. Trzydziestolatek na progu dorosłego życia, pozwalający narzucać sobie cudze zdanie na temat własnego życia, nieumiejący stawiać barier. Ile młodych osób identyfikuje się z bohaterem, który w tym wieku zadaje to pytanie?

Robert: Ciekawie pokazano dwa oblicza głównego bohatera - wciąż mu towarzyszy niczym cień jego alter ego, dużo bardzie odważne, namawiające do radykalnych decyzji, a jednocześnie wciąż wytykające słabość. Jeden z aktorów jest elegancki, w miarę grzeczny, drugi w skórze, trochę upozowany na buntownika. Pierwszy, jak wspomniałaś nie bardzo radzi sobie ze stawianiem granic, ucieka przed konfliktami, drugi najchętniej waliłby wszystkim prosto w oczy to co myśli: „ Nie daj się! Postaw się!” Wciąż są obecni na scenie obaj, choć ten drugi raczej jako komentator i ten który popycha do działania. Równie ciekawe jest też to, że praktycznie cały czas wszystkie postacie są na scenie, choć zmieniają się lokalizacje, osoby w interakcji z Maćkiem, reszta wydaje się być wciąż obecna, niczym w poczekalni.

sobota, 27 kwietnia 2024

Problem trzech ciał - Cixin Liu, czyli w jakim kierunki zmierzamy (i serial na dokładkę)

Sobota i czas na fantastykę. I jeden z głośniejszych tytułów w ostatnich miesiącach, a wszystko za sprawą serialu Netflixa. Obejrzałem i ja, ale wiecie co? To jednak zupełnie różne rzeczy. I nie chodzi jedynie o zmiany fabularne, ale i o to, że nie daje się za bardzo pokazać tego co w książce Cixin Liu może sprawiać zarówno trudność jak i frajdę, czyli całej naukowej otoczki, wszystkich tych technicznych szczegółów. 

W powieści to dość istotny element, przecież od początku to właśnie środowisko naukowców jest tu w centrum fabuły, to oni mają zadanie rozwiązać postawioną przed nimi zagadkę, są też można powiedzieć na celowniku jeżeli nie współpracują tak jak sobie ktoś wyobraża. W serialu pozostaje głównie efekciarstwo, zgnębione miny bohaterów i trochę akcji, choć trzeba przyznać, że wizualnie jest bardzo dobrze i jeżeli tylko nie zna się powieści, zadowolenie z fabuły też pewnie będzie spore. Historia na pewno wciąga, a pomysł autora jest bardzo intrygujący.

piątek, 26 kwietnia 2024

One for sorrow, Two for joy - Zoe Sugg, Amy McCulloch, czyli Stowarzyszenie Srok

Młodsza córa wyprosiła mnie o tą serię (bo była fanką Girl Online), a ja przy okazji sam przeczytałem, skoro Wydawnictwo Insignis było tak miłe, że podrzuciło do recenzji nie tylko drugi, który niedawno miał premierę, ale i pierwszy.

Wyobraźcie sobie stare budynki szkoły na Wyspach Brytyjskich, te klimaty łączące elitarność, tajemnicę i mrok. Oczywiście szkoła z internatem, więc młodzież z jednej strony podlega dość surowym regułom, ale i dość szybko znajduje sposoby na to, by je omijać. W tych oto murach i w tej atmosferze, będziemy próbowali wraz z bohaterkami rozwiązać pewną zagadkę. 
Piszę notkę o obu tomach, bo nie za bardzo wyobrażam czytanie ich odrębnie. Choć pierwszy kończy się jakimś domknięciem, dopiero drugi przynosi wszystkie odpowiedzi.

środa, 24 kwietnia 2024

Szafarz - Grzegorz Budnik, czyli życie nie ma sensu, ale jeszcze ta jedna sprawa

Niby znamy te schematy, policjant z problemami, działający trochę poza ekipą, własnymi metodami, lekceważony, ale cholera, lepszy niż wszyscy pozostali razem wzięci. Budnik nie wymyśla nic nowego, ale wydusza z tych szablonów ile się da. W efekcie mamy naprawdę niezły kryminał, z dość skomplikowaną intrygą, ciekawymi wątkami pobocznymi i finałem, który pewnie niejednego czytelnika nieźle zaskoczy. Aglomeracja śląska, kopalnie i tereny kolejowe, osiedla gdzie mało kto chce mieszkać, tworzą dość ponury klimat, bardzo pasując do atmosfery jaką próbuje uzyskać autor. 


Tytułowy Szafarz to seryjny morderca, który podrzuca ciała od kilku lat, zawsze w noc sylwestrową. Mimo utworzenia specjalnej ekipy dochodzeniowej, ciszy medialnej wokół tej sprawy, sprawca wciąż jest nieuchwytny, a jego morderstwa wywołują ciarki na plecach. Nie chodzi bowiem o to że to nagie kobiety, ale każda z nich ma odciętą głowę, a w rękach trzyma ciało poprzedniej ofiary. 


Do ekipy postanowiono dołączyć Rafała Lichego, jednego z najlepszych śledczych przed laty, ale człowieka, który potem został zawieszony i stoczył się w picie, tak że wielu go przekreśliło. Co menel sypiający na ulicy może wymyślić sensownego, czego oni, doświadczeni gliniarze by nie dostrzegli?

wtorek, 23 kwietnia 2024

Kobieta z..., czyli czy byłem dobrym mężem

We wtorkowym kąciku dla wytrawnych kinomaniaków film Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta. Pokazywany nie tylko w kinach studyjnych, ale trudno go potraktować jako film czysto komercyjny, pewnie nie przyciągnie masowo widzów, uznałem więc że nadaje się to tego cyklu. 

Szumowska potrafi zadawać w swoich filmach ciekawe pytania, choć niejednokrotnie kreowane przez nią diagnozy społecznych problemów są dość schematyczne i przerysowane. I tak mam wrażenie że jest trochę i tym razem. Pierwsza poważna produkcja fabularna poruszająca na pierwszym planie temat transpłciowości pokazuje problem, ale nie unika też uproszczeń i mielizn. 


Od strony psychologicznej - to zmaganie się z tym co Andrzej/Aniela czuje, a potem wyzwolenie gdy już uznał/a że nie musi udawać, że może o siebie zawalczyć - jest bardzo ciekawie. Od strony społecznej, tła, niestety mam wrażenie, że zabrakło tej samej uważności, wrażliwości i twórcy polecieli trochę po schematach. Mamy konserwatywne środowisko, Kościół w tle, szykany, zdziwienie, śmiech, odrzucenie przez rodziców, wyrzucenie z domu i niby to wszystko ma rację bytu, ale pokazane jest tak, że nie za bardzo możemy w realność tego wszystkiego uwierzyć. Całe miesiące mieszkania w żeńskim klasztorze w przebraniu kobiety mimo tego, że bohater nie dokonał przecież tranzycji? Niby taka społeczna nietolerancja, ale jak przychodzi do pożegnań, to nagle wszyscy są całym sercem, by wspierać Andrzeja/Anielę w jego/jej przemianie? To balansowanie między powagą, a żartami jest dziwne, niby chodzi o rozładowanie atmosfery, ale też przeszkadza trochę w tym, by uwierzyć w tą historię do końca. A przecież o to właśnie powinno chyba twórcom chodzić?

poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Heartcore - Spięty, czyli nie ma know-how jak zmusić świat by na rączki brał

Poniedziałkowa porcja muzyki. Dziś Spięty. Gość którego szanuję od lat, który wciąż eksperymentuje, zmienia nastroje, nie odcina kuponów od sukcesów, a teksty pisze takie, że szkoda gadać.

Nie zawsze mi było muzycznie idealnie po drodze, niektóre rzeczy które robił z Lao Che, czy solo mi pasowały bardzo, inne mniej, ale przyznaję, że one zawsze miały w sobie to coś. Były o czymś, wpadały w ucho, drażniły, zmuszały do pokombinowania, bo te zabawy słowem nie zawsze były oczywiste. Humor, ironia, ostre spojrzenia, ale nie ocierające się nawet odrobinę o jakąś społeczną i polityczną jednoznaczność. To uderza do głowy niczym alkohol i potem zostaje tam już na długo jako skojarzenia i spojrzenie na różne sprawy tak trafne, że uznajemy je za własne.

niedziela, 21 kwietnia 2024

Lata - Annie Ernaux, czyli a po nas przyjdą kolejne pokolenia i będą mieli własne sprawy do załatwienia

Niedziela, czyli na Notatniku czas na odrobinę literatury mniej rozrywkowej :) W środę spotykamy się by pogadać o tym tytule na DKK w naszym miasteczku i jestem bardzo ciekawy tej rozmowy. Nie dyskutuję z nagrodą Nobla, bo przecież nie znam całej twórczości, ale nie mogę się powstrzymać od wyrażenia swojego zdania: jak dla mnie to nie jest proza wyjątkowa. Mam wrażenie, że podobne rzeczy już pisano, zdarzało mi się je również czytywać, a ich urok tkwi trochę w tym jak w tym strumieniu świadomości i pamięci, mogą odnaleźć się inni. To już nie tylko historia indywidualna, osobista, ale również życie człowieka żyjącego w pewnej wspólnocie doświadczeń, poglądów, nadziei, frustracji... I aż ciekaw byłbym jak to czytałoby się po przeniesieniu na nasz grunt. Od wojny aż po XXI wiek, od dzieciństwa, aż po dojrzałość. Wszystkie te zakręty, stracone złudzenia, ale i cudowne chwile, których raczej się nie żałuje. 

Tym właśnie jest powieść Annie Ernaux. Głosem pewnego pokolenia i co ważne głosem kobiety, więc mocno wybrzmiewa również lęk, wściekłość, ból, wynikające z tego jak czasem ignorowane są ich prawa, jak spychane są jedynie do roli matek, żon, kucharek, opiekunek. Powraca temat antykoncepcji, aborcji, bo jak rozumiem autorka jest jedną z tych, które upatrują w tym rozwiązania wszystkich problemów płci pięknej. Upraszczam? Może trochę, ale dziwnie mi czasem przechodziło się od pełnych nostalgii wspomnień, do pełnego wzburzenia tonu atakującego polityków konserwatywnych, Kościół, społeczeństwo, które jej zdaniem nie rozumie. Tak jakby właśnie ta sprawa naprawdę była przez te 6 czy 7 dekad najbardziej istotna. Na pewno to jedna z rzeczy, w których dokonała się wielka zmiana i wywalczyło ją m.in. to pokolenie, które studiowało w latach 60, ale czy naprawdę nie ma innych ważnych spraw, które się zmieniły na lepsze lub gorsze?

Bogobójczyni - Hannah Kaner, czyli magia, religia i żądza władzy

Jak czytam na okładce "olśniewający debiut fantasy, idealny dla fanów Wiedźmina", to potem oczekiwania naprawdę są spore, chyba sami to rozumiecie. Choć rozumiem więc chęć wyróżnienia swojej publikacji przez wydawcę, to czasem może to być po prostu strzał w kolano. Niewiele bowiem byłoby tu wspólnych cech ze sławną powieścią Sapkowskiego. Że niby opieka nad dzieckiem, które jest zagrożone? Albo fach mordercy na zlecenie, tylko nie tyle potworów, co w tym przypadku bogów? 

Spośród dziesiątek i setek powieści fantasy na pewno przebić się do świadomości czytelników nie jest łatwo, ale raczej jednak warto stawiać na walory własnej wizji, niż szukać na siłę podobieństw. To co napisała Hannah Kaner ma pewien potencjał. Stworzyła uniwersum, w którym dotąd dość powszechna była wiara w różne bóstwa, bogowie różnych sił natury opiekowali się ludźmi i okazywali im swoje łaski, tyle że podobnie jak śmiertelnicy nie byli wolni od zazdrości, od ambicji, od żądzy władzy. I to właśnie doprowadziło do wielkiej wojny, w której bogowie starli się po obu stronach razem z ludźmi, co wyniszczyło mocno królestwo. Żeby tego uniknąć, władca postanowił zakazać wszelkiego rodzaju kultów, nakazał niszczyć świątynie, a tym samym odbiera moc siłom nadprzyrodzonym, bo bez kultu i ofiar, są słabe niczym dzieci. Tylko czy tak łatwo zmienić setki lat ludzkich przyzwyczajeń i czy da się zupełnie pokonać tych, którzy są podobno niezniszczalni? 

czwartek, 18 kwietnia 2024

Wieczór Trzech Króli czyli Co chcecie

MaGa: Myślę, że podtytuł mówi wszystko 😊. Chcecie zabawy – macie zabawę, chcecie iluzji – macie iluzję, chcecie liryki – macie lirykę, chcecie muzyki – macie muzykę. I ten tytuł z królami, których na scenie nie ma 😊. Od początku śmiesznie. Zawsze mnie to bawiło.

Robert: Faktycznie nie da się jakoś odnaleźć śladu nawiązań do tego święta w sztuce, może Szekspirowi chodziło o to, że to był dzień na zabawę, dzień wolny, a on chciał zaproponować coś lekkiego ku rozrywce tłumów. Komedia pomyłek, z miłością w tle, lekka, a w wykonaniu zespołu Teatru Narodowego dodatkowo... muzyczna. Toż to prawie wodewil albo operetka, tylko tu nie zawsze chodzi o profesjonalizm w śpiewaniu (choć niektórzy potrafią to i to jak!), a właśnie o jeszcze bardziej podkreślenie atmosfery żartu, luzu, nawet jeżeli słowa padające ze sceny radosne nie są. Choć wzdychanie do ukochanej/ukochanego, gdy nie ma się szans na wzajemność boli, przecież wszyscy wiemy, że los tak pokieruje wszystkim, by jednak główni bohaterowie odnaleźli szczęście.

środa, 17 kwietnia 2024

Dobra dziewczyna, zła dziewczyna - Michael Robotham, czyli tak trudno mówić prawdę

Czytając taką ilość kryminałów i thrillerów raczej trudno mnie zaskoczyć, a mimo to powieść Michaela Robothama, która zdaje się otwiera cykl z tym samym bohaterem, jakoś bardzo pozytywnie zapadła mi w pamięć. Może sprawiła to dodatkowa warstwa w fabule - nie dość że jest sprawa do rozwiązania, bo zamordowano młodą dziewczynę, to kilkoro z bohaterów ma na tyle dużo sekretów i traum z przeszłości, że spokojnie może stanowić to materiał na kilka książek. To czego doświadczyli, ukształtowało ich, nie tylko trochę odsunęło od innych ludzi, ale i dało pewne umiejętności, które mogą okazać się przydatne w śledztwie.

 
Evie od lat tuła się po różnych ośrodkach dla nieletnich, żadna rodzina zastępcza nie wytrzymywała z nią długo. Z jednej strony zbudowała ona wokół siebie barierę i nie chce nikogo do siebie za bardzo dopuści, zaufać, z drugiej jej dar stanowi tu niejednokrotnie sporą przeszkodę. Jak mało kto dziewczyna bowiem rozpoznaje każde, nawet najmniejsze kłamstwo i nie waha się go piętnować. Chciałaby już być samodzielna, ale sąd cały czas twierdzi, że musi pozostać pod czyjąś opieką.

I oto pojawiła się dla niej szansa. Cyrus Haven, współpracujący z policją jako psycholog, nie dość że potrafi z nią być szczery, nie oczekuje cudów, daje przestrzeń, to jeszcze wydaje jej się na swój sposób fascynujący. Przeżył traumę nie mniejszą niż ona - może to ich zbliża.

wtorek, 16 kwietnia 2024

Wypaleni na serio lub niby dowcipnie, czyli Pokój nauczycielski i Pieprzyć Mickiewicza

Może i nie bardzo można te filmy porównywać, ale pisząc o nich chcę uwypuklić przepaść jaka między nimi jest. Niemieckiego kandydata do Oscarów, Pokój Nauczycielski obejrzałem z zainteresowaniem i ściśniętym gardłem niczym najlepszy thriller. Może nie opowiada on dużo o samych dzieciakach, raczej uwypukla słabości systemu, który mówi nauczycielowi co wolno, a co nie, kompletnie nie dostarczając narzędzi praktycznych na sytuacje kryzysowe. Procedury - to słowo klucz, bo one mają pomagać, a tymczasem często okazują się bezduszne i zbyt sztywne. Tymczasem gdy brakuje umiejętności powraca to co podświadomie gdzieś wciąż tkwi w człowieku: wywieranie presji, manipulowanie, oskarżanie itp. 

Nie jest łatwo dziś być nauczycielem, gdy od rodziców czy nawet od kolegów nie zawsze możesz spodziewać się wsparcia, a od dziecka współpracy. Robisz co możesz, ale i tak niewiele za to otrzymujesz podziękowań - podobno to twoja praca. A gdy chcesz zrobić więcej niż minimum, czujesz że gdyby tak dotrzeć do jakiegoś ucznia i rozwiązać jego problemy, to możesz jeszcze narazić się na kłopoty. Uczniowie mówią o swoich prawach, walczą o swoje, oskarżają o nadużycia, przemoc czy łamanie przepisów, a nauczyciel...